Śląska Teka Edukacyjna

Zamachy na Gomułkę

Narodowe Święto Odrodzenia Polski 22 lipca 1959 r. fetowane było bardzo uroczyście. Nie tylko dlatego, że było to już 15-lecie publikacji Manifestu PKWN, ale także i z tego powodu, że do Polski przyleciał Nikita Chruszczow – I sekretarz Komunistycznej Partii Związku Sowieckiego. Program jego wizyty w Polsce m.in. obejmował podróż po przemysłowej części województwa katowickiego. 15 lipca sowiecki lider przejeżdżał przez kolejne miasta Górnego Śląska i Zagłębia Dąbrowskiego otwartą limuzyną i pozdrawiał witające go tłumy. Towarzyszyli mu I sekretarz Komitetu Centralnego PZPR Władysław Gomułka, I sekretarz Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Katowicach oraz inni oficjele i ich świty. Gazety pisały o powszechnym entuzjazmie z jakim witano komunistycznych dygnitarzy, ale informacji o tym, że w Zagórzu (ob. Sosnowiec) nieznany sprawca zdetonował bombę na trasie przejazdu kolumny aut dziennikarzom nie wolno było przekazać do publicznej wiadomości. Jednak Zagłębie i Górny Śląsk huczały od plotek na temat zamachu.

Zadaniem bomby ukrytej w koronie przydrożnego drzewa nie było fizyczne zaszkodzenie żadnemu z komunistycznych liderów, bowiem wybuchła ona na godzinę przed planowanym, a trzy godziny przed rzeczywistym przejazdem przez Zagórze samochodów z Chruszczowem i towarzyszącymi mu dostojnikami. Prasa w przeddzień wizyty komunistycznych przywódców drobiazgowo opisała ich marszrutę, zaś miejscowi poznali ją dużo wcześniej, obserwując przygotowania służb komunalnych. Chodziło zatem o danie wyraźnego sygnału, że w Polsce nadal funkcjonuje opozycja przeciwna rządom komunistów i sowieckiemu zwierzchnictwu. 

„Incydent” w Zagórzu objęto całkowitą blokadą informacyjną. Funkcjonariusze Służby Bezpieczeństwa niezwłocznie przystąpili do poszukiwań zamachowca. Znaleźli fragmenty bomby i różne tropy. Psy tropiące doprowadziły funkcjonariuszy pod Dom Górnika w Dąbrowie Górniczej i do posesji jednego z mieszkańców Zagórza, który został aresztowany wraz z córką i zięciem. Przesłuchania świadków i osób mieszkających przy trasie przejazdu Chruszczowa przyniosły ponadto zeznania na temat czwórki robotników mocujących kable w przeddzień eksplozji oraz siedmiu górników malujących w tym samym czasie parkan. Wszystkich zatrzymano i przesłuchano. W kręgu podejrzeń znaleźli się też inni ludzie, których zachowanie wydało się śledczym lub konfidentom podejrzane, jak np. grupa chłopców, która dla zabawy odpaliła petardę.

Funkcjonariusze przeanalizowali dokumentację aparatu bezpieczeństwa z wcześniejszych lat, próbując powiązać z „zamachem” ludzi zaangażowanych w przeszłości w działania podziemia niepodległościowego lub negatywnie wypowiadających się o Związku Sowieckim i ustroju komunistycznym. Sprawdzono alibi miejscowych kryminalistów. Zwerbowano nowych informatorów, zainstalowano podsłuchy, przeglądano prywatne paczki i listy. SB objęła szczegółową inwigilacją 406 mieszkańców Zagórza i okolic, zaś wstępnie sprawdziła 6380 dalszych. Funkcjonariusze nie znaleźli jednak żadnego śladu wiodącego do zamachowca. 

Śledztwo znalazło się w martwym punkcie. Za brak postępów konsekwencje służbowe ponieśli dwaj zastępcy komendanta wojewódzkiego MO w Katowicach ds. Bezpieczeństwa (komendant wojewódzki MO płk. Franciszek Szlachcic ocalił swe stanowisko). Akta dochodzenia zapewne trafiłyby do archiwum, gdyby nie kolejna detonacja, do której doszło w Zagórzu 3 grudnia 1961 r.

Tym razem celem zamachowca był żadnych wątpliwości Gomułka. I sekretarz przebywał tego dnia w Zagórzu, gdzie dekorował budowniczych kopalni „Porombka”. Nie zdążył jednak jeszcze z niej wyjechać, gdy wybuchła mina ukryta w przydrożnym słupku. Detonacja nastąpiła wówczas, gdy jadąca od strony kopalni kolumna samochodów mijała ładunek wybuchowy. Odłamki uszkodziły jedną z limuzyn, oraz poraniły przechodzącego ulicą górnika i trzynastoletnią dziewczynkę, która wyglądała się z okna domu. Zamachowiec pomylił się biorąc grupę reprezentacyjnych aut kopalni za kolumnę pojazdów Gomułki i jego świty.

O eksplozji powiadomiono zaraz Szlachcica, który niezwłocznie wyruszył do Zagórza. Przede wszystkim polecił zapewnić I sekretarzowi KC PZPR bezpieczny powrót. Następnie wydał rozkaz powołania grupy operacyjnej mającej rozwikłać sprawę wybuchu (prowadzono ją pod kryptonimem „Antena”). Znowu wprowadzono ścisłą blokadę informacyjną.

Do prowadzenia śledztwa skierowano ponad 100 funkcjonariuszy pionów operacyjnych SB i kilkudziesięciu milicjantów służby śledczej. Dopływ informacji zapewniało też ok. 220 konfidentów. Pracą specjalnej grupy śledczej, sformowanej spośród pracowników Wydziału Śledczego katowickiej SB, kierował ppłk Karol Janoszek. Grupa śledcza rozpoczęła pracę od wstępnego przesłuchania świadków eksplozji oraz zabezpieczenia miejsca wybuchu i pozostałości miny. Po dziesięciu dniach prowadzenia sprawy grupa operacyjna wytypowała 436 osób, posiadających niezbędną do skonstruowania miny wiedzę i poddała je inwigilacji. Zatrzymano też szereg ludzi podejrzewanych o jakiś związek z zamachem.

Tymczasem specjaliści badający konstrukcję miny zbadali kabel, stanowiący cześć instalacji zapłonowej, kończący się charakterystycznym haczykiem, wyciętym z blachy za pomocą zwykłych nożyc i zaciśniętym kombinerkami lub szczypcami. Założyli, że te narzędzia będzie można zidentyfikować po ich odnalezieniu i powiązać z zamachowcem. Eksperci zwrócili też uwagę, że beton użyty do konstrukcji słupka, w którym umieszczono minę, ma nietypowe proporcje i najprawdopodobniej sporządzono go metodami chałupniczymi. W domu sprawcy powinny zostać jakieś ślady mieszania betonu, choćby w postaci gruzu, czy zabrudzonej miednicy.

Wówczas sztab grupy operacyjnej zdecydował o przeprowadzenie w Zagórzu masowych rewizji domowych u 70 wytypowanych podejrzanych. Akcja rozpoczęła się 20 grudnia o 7 rano. Kilka osób natychmiast aresztowano, pobrano też ok. 200 odcisków narzędzi, które przekazano do badań laboratoryjnych. Badania przeprowadzone w laboratorium oraz zeznania jednego z aresztowanych wskazywały, że zamachowcem jest Stanisław Jaros. Aresztowano go 28 grudnia 1961 r.

Początkowo Jaros zaprzeczał, by miał cokolwiek wspólnego z wybuchem, ale po 10 dniach przyznał się „współwięźniowi” – w rzeczywistości podstawionemu informatorowi SB – że to faktycznie on skonstruował i zdetonował obydwie bomby. Gdy doprowadzono go na kolejne przesłuchanie oznajmił, że chce złożyć zeznania i szczegółowo opisał śledczym okoliczności zamachów.

Proces Jarosa i dwójki jego kolegów (którzy współpracowali w przygotowaniach serii sabotaży, przeprowadzonych w Zagłębiu Dąbrowskim w latach 1952–1953) rozpoczął się 9 maja 1962 r. w Sądzie Wojewódzkim w Katowicach. Jaros do przyznał się do skonstruowania i odpalenia bomb, ale stanowczo zaprzeczał, by chciał kogoś pozbawić życia. Twierdził, że chodziło mu tylko o „pewną demonstrację”. Wyrok zapadł 25 maja. Jaros otrzymał karę śmierci, a Rada Państwa nie skorzystała z prawa łaski. W styczniu 1963 r. zamachowca powieszono.

Autor: Adam Dziuba, Instytut Pamięci Narodowej o. Katowice

Śląska Teka Edukacyjna

creative

Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych 3.0 Polska (CC BY-NC-ND 3.0 PL)
Więcej informacji tutaj.

Śląska Teka Edukacyjna traktowana jest jako kompletny zbiór, przedziały czasowe (1939-1945; 1946-1969; 1970-1990) są zamkniętymi utworami i każde dodatkowe użycie poszczególnych elementów strony (np. zdjęć) wymaga odrębnej pisemnej zgody.

Znajdz-nas-na-facebooku